2017.04.19 Ślęza Wrocław - Wisła Can-Pack Kraków 71:65

Z Historia Wisły

2017.04.19, Ekstraklasa, finał, 1 mecz, Wrocław, Hala AWF, 18:45, środa
Ślęza Wrocław 71:65 Wisła Can-Pack Kraków
I: 21:20
II: 9:15
III: 20:8
IV: 21:22
Sędziowie:
Marek Maliszewski, Łukasz Andrzejewski, Łukasz Jankowski
Komisarz: Eugeniusz Kuglarz Widzów:
Ślęza Wrocław:
Sharnee Zoll 18, Marissa Kastanek 16, Kateryna Rymarenko 13,
Zuzanna Sklepowicz 4, Kourtney Treffers 8, Agnieszka Skobel 7, Agnieszka Majewska 4 (14 zb.), Agnieszka Kaczmarczyk 1,
Magdalena Koperwas 0, Nikki Greene 0
Trener:
Arkadiusz Rusin

Wisła Can-Pack Kraków:
Ziomara Morrison 17 (6 zb.), Ewelina Kobryn 13 (6 zb.), Sandra Ygueravide 13 (6zb., 6as.), Hind Ben Abdelkader 10 (2x3),
Vanessa Gidden 5, Magdalena Ziętara 4, Meighan Simmons 2, Agnieszka Szott-Hejmej 1
Claudia Pop 0, Olivia Szumełda-Krzycka 0
DNP: Magdalena Puter, Małgorzata Misiuk
Trener:
José Ignacio Hernández



Spis treści

Pierwszy finał BLK dla Ślęzy Wrocław

Pierwszy mecz finałowy Basket Ligi Kobiet, w którym rywalizują Ślęza Wrocław i Wisła Can-Pack Kraków, zakończył się porażką naszego zespołu 65-71. Wiślaczki prowadziły wprawdzie po pierwszej połowie różnicą pięciu punktów, ale źle rozegrały drugą połowę. Kolejny mecz, w rywalizacji do trzech zwycięstw, odbędzie się już jutro.

Wiślaczki bardzo dobrze rozpoczęły pierwszy mecz finału, bo po pięciu minutach prowadziliśmy 12-3. Gospodynie miały bowiem sporo problemów z ruchliwą Sandrą Ygueravide oraz z naszymi "wysokimi" - Eweliną Kobryn oraz Vanessą Gidden, tym bardziej, że szybko z powodu kontuzji parkiet opuścić musiała Nikki Greene. A że ładną "trójkę" rzuciła Magdalena Ziętara, więc początek należał wyraźnie do Wisły i trenerzy Ślęzy musieli poprosić o czas. Po nim dobrą zmianę dała jednak Kourtney Treffers i przewaga Wisły stopniała z dziewięciu, do tylko trzech oczek (12-9). Końcówka pierwszej kwarty dzięki akcji... "trzy plus jeden" w wykonaniu Zuzanny Sklepowicz oraz po "trójce" Kateryny Rymarenko - należała już jednak do Ślęzy, co skończyło się niekorzystnym dla nas wynikiem 20-21.

Druga kwarta rozpoczęła się nieskutecznie z obydwu stron, ale niemoc przełamała Kobryn, po chwili trafiła też Hind Ben Abdelkader, a kolejne akcje to kapitalna seria Ziomary Morrison. A że przy okazji wiślaczki grały bardzo skutecznie w defensywie, więc zaczęły budować solidną przewagę. Dość powiedzieć, ale gospodynie swoje pierwsze punkty w drugiej ćwiartce zdobyły dopiero po siedmiu minutach, gdy jeden celny rzut osobisty zaliczyła Agnieszka Kaczmarczyk i po którym na tablicy wyników było 34-22! Niestety na tym dobra gra wiślaczek w pierwszej połowie się skończyła. Za zdobywanie punktów wzięła się bowiem Sharneee Zoll i do przerwy z naszej 13-punktowej przewagi, zrobiła się tylko 5-punktowa, bo po 20 minutach prowadziliśmy 35-30.

Gdy drugą połowę celnym rzutem rozpoczęła Kobryn (37-30), można było być dobrej myśli. Niestety dla nas wrocławianki w tej kwarcie potrafiły "uruchomić" dla siebie rzut dystansowy. "Trójkę" rzuciła nam Marissa Kastanek i choć trafiła też dla nas Morrison, to wspomniana Kastanek oraz po dwóch udanych akcjach Agnieszka Skobel - doprowadziły do remisu 39-39. Ten nie utrzymał się niestety zbyt długo, bo trafiła też Zoll i przy wyniku 39-41 trener José Ignacio Hernández poprosił o czas. Hiszpan był też głównym aktorem meczu zaraz potem, bo po jego protestach - odnośnie sędziowskiej decyzji - ukarano nas przewinieniem technicznym i Zoll poprawiła wynik na 39-42, a Skobel celną "trójką" wypracowała już sześciopunktową przewagę Ślęzy (39-45)! Wiślaczki starały się wprawdzie na to odpowiedzieć, bo Meighan Simmons zmieniła wynik celnymi rzutami osobistymi, ale to wrocławianki miał w tym fragmencie spotkania więcej atutów. Rymarenko trafiła bowiem "trójkę" i choć po drugiej stronie nie pomyliła się spod kosza Gidden, to ostatnia akcja trzeciej kwarty to nasze koszmarne gapiostwo, które pozwoliło zdobyć łatwe punkty Treffers. A to oznaczało, że po 30 minutach gry przegrywaliśmy 43-50.

Początek czwartej kwarty mógł dać nam nadzieję na odrobienie straty, bo akcję "dwa plus jeden" zaliczyła Kobryn (46-50), ale kolejne minuty to nasza bardzo nieskuteczna gra. Dość powiedzieć, ale na kolejne trafienie czekaliśmy aż do połowy kwarty, kiedy to "trójkę" rzuciła dla nas Morrison. Wprawdzie Ślęza też nie punktowała jakoś szczególnie, ale na pięć minut przed końcem meczu na tablicy wyników "świeciło się" 49-55. I to wciąż skuteczniejszą drużyną była ta z Wrocławia. Ważne punkty zdobyła bowiem Agnieszka Majewska, a po kolejnej "trójce" Rymarenko przegrywaliśmy już 51-62. Wiślaczki stać było wprawdzie jeszcze na zryw, bo po jednym celnym osobistym Ziętary i zbiórce "trójkę" rzuciła dla nas Abdelkader (55-62), ale z dystansu "zastrzeliła" nas ponownie Kastanek i na dwie minuty przed końcem nasza strata wynosiła dziesięć punktów (55-65). Na nic zdały się dwa odważne i skuteczne wejścia pod kosz Ygueravide oraz ambitna "trójka" Abdelkader, po której już na cztery sekundy przed końcem spotkania dystans zmniejszył się do ledwie czterech oczek (65-69). Piłka była bowiem po stronie Ślęzy, a faulowana Kastanek już tylko ustaliła końcowy wynik.

Po pierwszym meczu przegrywamy więc 0-1, ale też każdą z dotychczasowych serii w fazie play-off rozpoczynaliśmy od porażki. I oby podobnie było i tym razem. Jutro czeka nas rewanż i życzyć wypada sobie, aby był on w naszym wykonaniu taki, jak pierwsze siedem minut drugiej kwarty.


Źródło: wislaportal.pl


Znów trzecia kwarta...czyli Ślęza lepsza na inaugurację finału

Dodano: 2017-04-20 16:36:58 (aktualizacja: 2017-04-22 00:49:23)

Marco / nowe-refleksje.blogspot.com

Finał play-off Basket Ligi Kobiet nie zaczął się pomyślnie dla obrończyń tytułu. Kilkadziesiąt godzin temu we Wrocławiu z parkietu w roli zwyciężczyń zeszła Ślęza, pokonując - oczywiście ku ogromnej radości swoich kibiców - Wisłę Can-Pack Kraków 71:65. Odnieść można wrażenie, że to bardziej ekipa ze stolicy Małopolski ten mecz przegrała...

Zaczęło się bardzo dobrze dla wiślaczek, które w połowie pierwszej kwarty, po punktach Sandry Ygueravide, prowadziły 12:3. Największym problemem wrocławianek była jednak w tym momencie kontuzja ich podkoszowej liderki - Nikki Greene. Po jednym ze starć Amerykanka niefortunnie padła na parkiet i nie była w stanie wstać o własnych siłach. Wydawało się wówczas, że jej absencja w dalszej fazie zawodów będzie wodą na młyn dla przyjezdnych. Po części tak było, choć właśnie... powinno być bardziej.

Podopieczne trenera Arkadiusza Rusina szybko wyciągnęły wnioski z tej sytuacji. Dłoń do nich wyciągnęły zawodniczki krakowskiego zespołu, choćby Meighan Simmons. Jeśli ktoś ogłosiłby po zakończeniu tego sezonu plebiscyt na najbardziej bezproduktywną koszykarkę w BLK, amerykańska rzucająca miałaby sporą szansę znaleźć się w ścisłej czołówce... Z uporem próbowała trafić zza linii 675 cm, a po raz kolejny było to zadanie przekraczające jej możliwości. Na dodatek niepotrzebnie faulowała Zuzannę Sklepowicz, po której rzucie za 3 pkt piłka "zastanawiając się" na obręczy wpadła do kosza. Za sprawą akcji "3+1" w wykonaniu 20-latki było już 14:14. Udanym zastępstwem dla Greene była Kourtney Treffers, która w pierwszej kwarcie zdobyła 6 pkt i to ona celnymi wolnymi ustaliła wynik po upływie 10 minut - 21:20 dla gospodyń.

W drugiej ćwiartce rezultat jako pierwsza "ruszyła" Ewelina Kobryn, która wtedy miała na koncie już 8 pkt. Później jej rolę z powodzeniem przejęła Ziomara Morrison, będąca w tym fragmencie nieuchwytna pod koszem rywalek. Po siedmiu "oczkach" z rzędu chilijskiej środkowej, w 16 min. tablica pokazywała stan 21:31. Było to możliwe też - a może przede wszystkim - dlatego, że bez zarzutu spisywała się defensywa, na co Sharnee Zoll i spółka nie mogły znaleźć recepty. Na tym się nie zakończyło - Morrison dorzuciła kolejne 3 pkt i w 17 min. prowadzenie mistrzyń Polski jeszcze wzrosło - 35:22. Niestety, w ostatnich akcjach przed przerwą koncentracja krakowianek spadła, pojawiły się straty i niecelne rzuty, a sprawy we własne ręce wzięła Zoll, zdobywając w pojedynkę 8 pkt, w tym ostatnie lay-upem równo z końcową syreną drugiej kwarty. 30:35 na półmetku.

Po zmianie stron koszmar z fatalnie rozgrywanych w półfinale kwart nr 3 powrócił. Team spod Wawelu nie miał wiele do powiedzenia w konfrontacji z niesamowicie agresywnymi wrocławiankami, niesionymi dopingiem publiczności. Z dystansu celnie przymierzyła Marissa Kastanek, Zoll zaliczyła akcję "2+1", w zdobywanie punktów włączyła się Agnieszka Skobel, po której "trójce" w 26 min. było 45:39. Swojej drużynie nie pomógł Jose Hernandez, łapiąc nie wiadomo już które przewinienie techniczne w tym sezonie. Co innego, że zachowując się dość emocjonalnie niejako działał w słusznej wierze, bo sędziowie wydali błędne rozstrzygnięcie. Jakkolwiek w tej fazie spotkania to koszykarki Ślęzy były znacznie bardziej waleczne, ruchliwe, pomysłowe, pytanie tylko, czy "przy okazji" kilka razy nie przekroczyły przepisów, co uszło uwadze arbitrów. Choćby o to i brak konsekwencji w gwizdaniu hiszpański szkoleniowiec miał zastrzeżenia do sędziów na konferencji prasowej. Zastrzegł, że nie miało to wpływu na końcowy wynik.

Do końca trzeciej odsłony w zasadzie nic się nie zmieniło. Wiślaczki nie potrafiły otrząsnąć się z marazmu, który zafundowały sobie na własne życzenie. Wynik po upływie 30 minut (50:43) ustaliła Treffers i - podobnie jak w przypadku Zoll - możemy mówić o buzzer-beaterze...

W decydującej kwarcie miejscowe utrzymywały przewagę, nie pozwalając na bezpośredni kontakt. Obrończynie tytułu nie miały skutecznych pomysłów na znalezienie drogi do kosza, jak również nie były w stanie zneutralizować poczynań ofensywnych Zoll i spółki. 3 minuty do końca - 59:49. Gdy w kolejnych akcjach krakowiankom udało się wreszcie zapunktować (przede wszystkim Hind Ben Abdelkader), Kastanek i Kateryna Rymarenko "ukłuły" zza linii 675 cm i różnica nadal wynosiła 10 pkt. Dopiero w niemiłosiernie dłużących się z powodu fauli ostatnich sekundach belgijska rozgrywająca doprowadziła "trójką" do stanu 69:65. Zostało jednak zbyt mało czasu, aby cokolwiek mogło się odmienić... Dwa wolne Kastanek ustaliły końcowy wynik i na trybunach wybuchła zrozumiała euforia. Smutnych było tylko kilkanaście osób, które przyjechały wspierać "Białą Gwiazdę".

Więcej na NOWE-REFLEKSJE.BLOG.COM


Źródło: wislalive.pl

Po meczu powiedzieli:

Jose Ignacio Hernandez (trener Wisły Can-Pack): - Zaczęliśmy to spotkanie bardzo dobrze. Graliśmy dobrze w obronie, zwłaszcza w pierwszej połowie, przez 17 minut ta defensywa była fantastyczna. Czasami nasza rotacja w składzie jest bardzo słaba. Kiedy uruchamiamy zawodniczki rezerwowe, nasz wynik idzie w dół. Ciężko mi to zrozumieć, ale biorę odpowiedzialność za to na siebie. Czasami jest to wręcz niewyobrażalne. Powinniśmy mieć więcej potencjału na ławce rezerwowych. Kiedy zmieniam nawet jedną zawodniczkę, to jest zła sytuacja dla nas. Tak znów było dzisiaj. Trzecią kwartę zaczęliśmy fatalnie, zniknęliśmy z parkietu. Ślęza była bardziej agresywna w tym czasie.


Sandra Ygueravide (zawodniczka Wisły Can-Pack): - Wiedziałyśmy, że Ślęza będzie grać u siebie bardzo twardo. Pierwszy mecz finału był bardzo ważny dla obu drużyn. Zaczęłyśmy bardzo dobrze, ale pozwoliłyśmy Ślęzie odrobić straty. Ślęza jest groźna, jeśli pozwoli się jej grać. Miałyśmy te same problemy, które przytrafiły się nam w Bydgoszczy i Lublinie. To zdarza się nam przez cały sezon. To jest finał. Nie możemy popełniać takich prostych i głupich błędów. To nasza wina. Nie grałyśmy agresywnie w trzeciej kwarcie, rywalki były lepsze. Wrocławianki były bardziej agresywne, a my nie byłyśmy na to gotowe. Myślę, że w następnym meczu musimy się poprawić, musimy dać z siebie wszystko i zagrać tak agresywnie, jak Ślęza dzisiaj. To nie koniec wojny, mamy kolejne mecze. Możemy pokonać Ślęzę. Kolejny mecz już jutro, będziemy gotowe.


Arkadiusz Rusin (trener Ślęzy): - Dziękuję za gratulacje. To był ciężki mecz dla nas, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy nie mogliśmy się przebić przez defensywę Wisły. Przegrywaliśmy trzynastoma punktami. Myślę, że ważny moment nastąpił w końcówce drugiej kwarty. Wróciliśmy na pięć punktów straty i można było zupełnie inaczej wejść do szatni i motywować zespół. Ciszę się z postawy zawodniczek z ławki. To jest coś, co nie szło nam w meczach z Polkowicami, bo czasami rezerwowe zdobywały tylko sześć punktów. Dziś rzuciły 32, także duży szacunek dla tych dziewczyn za to, że wyszły na boisko i nam pomogły. Po meczach z Polkowicami trener Maros Kovacik nauczył mnie jednej fajnej rzeczy. Krótka pamięć - to się liczy w play-offach. Jest 1-0, ale tak naprawdę to się dopiero zaczęło i zapominamy. Za chwilę robimy analizę i przygotowujemy się do kolejnego meczu.


Agnieszka Majewska (zawodniczka Ślęzy): - Bardzo się cieszę, że po nieudanej pierwszej połowie porozmawiałyśmy sobie w szatni. Zdałyśmy sobie sprawę, że trzecia kwarta to jest ostatni dzwonek. Musiałyśmy zaatakować, bo w innym przypadku rywalki odjechałaby nam na jeszcze więcej punktów. Cieszę się, że po raz kolejny przy słabym początku byłyśmy w stanie się podnieść. Ale tak jak powiedział trener, trzeba mieć krótką pamięć. Wiemy, że jutro Wisła będzie gotowa i to będzie ciężki mecz. Żeby zdobyć mistrzostwo, trzeba wygrać trzy mecze. Na razie mamy 1-0, a jutro naprawdę będzie ciężkie spotkanie.


Źródło: basketligakobiet.pl

Galeria